Your official city guide to Bydgoszcz
#visitbydgoszcz

Otwarcie wystawy fotografii Jacka Solińskiego pt. „Obywatele świata”

Gdzie?
Otwarcie wystawy fotografii Jacka Solińskiego pt. „Obywatele świata”
Galeria Autorska Jan Kaja i Jacek Soliński ul. Chocimska 5, 85-078 Bydgoszcz, tel. 608 596 314


Otwarcie wystawy fotografii Jacka Solińskiego pt. "Obywatele świata"  - w 37. rocznicę  powstania Galerii Autorskiej (16 VI 1979 - 16 VI 2016).  Ekspozycja połączona będzie z prezentacją wierszy: Wojciecha Banacha, Romana Bąka, Grzegorza J. Grzmot-Bilskiego, Krzysztofa Grzechowiaka, Jarosława Jakubowskiego, Wojciecha Gawłowskiego, ks. Franciszka Kameckiego, Wojciecha Kassa, Krzysztofa Kuczkowskiego, Macieja Krzyżana, Tadeusza Nowaka, Zdzisława Prussa, Kazimierza Rinka, Marka Kazimierza Siwca, ks. Jana Sochonia, Krzysztofa Szymoniaka, Wiesława Trzeciakowskiego, Jana Wacha. Czytanie tekstów autorzy i Mieczysław Franaszek.

OBYWATELE ŚWIATA            
…ubogich zawsze macie u siebie…
                                            J12,7

…Jeżeli nie masz ani jednego sou,
możesz zawsze wziąć parę starych gazet
             i zrobić sobie posłanie na stopniach katedry.
H. Miller, Zwrotnik Raka

…kto nic nie wie, niczego nie chce i nic nie posiada.
Mistrz Eckhart, Kazanie 52

Fotografowanie żebrzących to kłopotliwe zajęcie. Ilekroć to robię, towarzyszy mi uczucie zażenowania, a jednak przełamuję wewnętrzne opory i naciskam spust migawki. Odkąd sięgam pamięcią, żebractwo rozbudzało moją ciekawość. Intrygowali mnie proszący o jałmużnę, uliczni żebracy, bezdomni, włóczędzy, sztukmistrze - wszyscy, którzy nie przystawali do "normalności". Oczywiście "normalność" w tym wypadku należałoby rozumieć jako rzeczywistość widzianą z perspektywy sytości, wypadkową rozmaitych uwarunkowań i kompromisów.
Nie podzielam obiegowych opinii o żebrzących. Daleki też jestem od stygmatyzowania ich jako ludzi z marginesu społecznego. W rozpoznawaniu tej rzeczywistości potrzebna jest otwartość i wrażliwość, w przeciwnym wypadku zagubić można podstawowe problemy. We współczesnym świecie raczej nie dostrzega się spraw oczywistych. Nędza ludzka ma zarówno postać materialną jak i duchową. Tragiczna sytuacja powstaje wtedy, gdy nędza materialna wyzwala nędzę moralną. Wiele wtedy zależy od tego, czy życiowy dramat przenika nadzieja, czy też wpisany jest weń jej dotkliwy brak. Zjawisko to można postrzegać w dwojaki sposób - w świetle Ewangelii, z eschatologicznym podtekstem, albo też odarte z jakichkolwiek złudzeń, widziane tylko jako rzeczywistość egzystencjalnego upadku, w całej swojej beznadziejności.
Jako dziecko z uczuciem niepokoju, a czasem z narastającym strachem przyglądałem się temu zjawisku wnikliwiej, jakbym chciał dociec, dlaczego tak się dzieje. Zmieniały się czasy. Bieda i wykluczenie przyjmowały z czasem nowe formy, jednak "bycie poza" ma w świecie swoje miejsce. Oczywiście żebractwo, jak wszystko co składa się na całościowy obraz społeczeństwa, ewoluuje i zmienia się w zależności od poziomu rozwoju cywilizacyjnego. Zjawisko to przybiera dramatyczną postać w ubogiej części świata. Zupełnie inaczej przedstawia się w krajach Europy Zachodniej ("dostatnie" śmietniki). Żebrzących wszędzie jest wielu, ale ich status społeczny zależy od tego, jakiego kraju są obywatelami. W Wielkiej Brytanii tylko Anglicy mogą legalnie zajmować się tym procederem. To z pewnością "przywilej". W Edynburgu czy Paryżu często widywałem proszących o jałmużnę, codziennie w tym samym miejscu na ulicy, jakby ta mała "posesja" była ich własnością. W moim rodzinnym mieście, Bydgoszczy, jest zdecydowanie mniej żebrzących. Coraz częściej pojawiają się tak zwani "zbieracze", których na Zachodzie nie widywałem. Korzystając z wózeczków kursują przy śmietnikach, skrupulatnie wybierając materiały wtórne. Mają stałe zajęcie. Podziwiam ich, bo żyją na własny rachunek. Może są włóczęgami, ale nie żebrzą. To ludzie zapracowani i pogodni.
Dlaczego żebraków i włóczęgów nazwałem Obywatelami świata? Pewnie dlatego, że są wszędzie rozpoznawalni i stanowią "elitę" ludzkich skupisk. Jakże wielu spośród nich spotykam w centrach metropolii. Wtopieni w chodniki, schowani w podziemnych przejściach, wtuleni w bramy czy kościelne schody stają się stałym "wystrojem" ulicy. Moja reakcja na ich obecność bywa różna (pewnie dość typowa), przede wszystkim budzą współczucie, ale bywają też chwile, kiedy wstydzę się swojej obojętności. Czasami podziwiam tych ludzi, czasami jednak dostrzegam w ich postawie coś w rodzaju gry, pozy czy nawet fałszu, wtedy moja wrodzona ufność przeradza się w podejrzliwość. A przecież wszystkim tym biedakom należy się szacunek, to oczywiste, nawet jeżeli ciąży na którymś z nich piętno popełnionego zła. Każdy przypadek jest inny, stanowi autonomiczną opowieść i zasługuje na osobne rozpoznanie. Człowiekowi dana jest godność, jak pancerz, który go osłania. Co dzieje się wtedy, gdy ów pancerz traci? Prośba o jałmużnę stanowi akt szczególnej determinacji. Jest pogwałceniem osobistej dumy, a żebracze upokorzenie odziera z godności. Ludzkie jestestwo zostaje obnażone.
Czym jest proceder żebraczy? Życiem w rozdarciu między doświadczanymi litością i pogardą, czy też przejawem rozpaczy i bezradności? A może bywa obrazem nonszalancji i buntu? Któż wie, jak często "fach" żebraczy staje się wyrazem kontestacji wobec mechanizmów współczesnego świata? Widywałem żebraków nie zwracających uwagi na przechodniów, czytających książki, czystych i schludnie ubranych, korzystających z drogich telefonów komórkowych. Towarzyszące im często psy były tu żebraczymi rekwizytami, dzięki nim przechodnie okazywali się bardziej szczodrzy. Można by nawet pomyśleć, że przystanie do "żebraczego cechu" jest wręcz romantycznym aktem poszukiwania wolności. Może bywa i tak, że żebrak podejmując refleksję nad swym istnieniem jest niewyobrażalnie szczęśliwy? Nieporównywalnie szczęśliwszy od tych, którzy z politowaniem spoglądają na niego. Może czasem się tak zdarzyć. Ale z pewnością uliczna statystyka skłania do innego myślenia. Spotykałem również żebraków brudnych, cuchnących, budzących odrazę i niepokój, jakby wyciągnięci zostali ze śmietnika. W tej osobliwej branży panuje tak wielka rozpiętość, że lepiej unikać uogólnień. Na ulicznym bruku zawsze liczy się konkretna osoba. Ilekroć stałem naprzeciwko żebrzącego, mimo różnych skojarzeń, miałem wrażenie, że ukryty jest w nim odrębny sens bytu i wielki głód godności.
Życie na granicy jest wyzwaniem i ryzykiem. Bywa, że ludzkie losy układają się dramatycznie. Okoliczności życiowe pozbawiły kogoś majątku, uczuciowych więzi, potrzeby wspinania się po drabinie kariery społecznej, najkrócej ujmując - sensu życia. W takich sytuacjach zagubienie prowadzi do upadku, odmienia wszystko. Człowiek zmuszony jest wtedy do ponawiania trudu, rozpoczynania od nowa, tym razem od samego dna. Dylemat czy "wyjście na ulicę" jest aktem wyboru, czy życiową koniecznością wydaje się naiwny. Oczywiście między dobrowolnością a przymusem istnieje wiele różnych, niejednoznacznych rozstrzygnięć. Żebractwo można postrzegać jako obraz bezradności, wynik niewolnictwa, upodlenia, uzależnień, oszustwa, rozpaczy, przejawu świadomej kontestacji, destrukcji czy nawet postawy nihilistycznej. Każda taka sytuacja potrzebuje braterskiego pochylenia, wyciągniętej dłoni, zrozumienia i życzliwej obecności drugiego.
Ewangelia ukazuje biedę i żebractwo jeszcze w innym aspekcie. Przejść na tę "drugą stronę" oznacza wkroczyć w przestrzeń ubogą, niepewną jutra. Co oznacza "jutro" zależy od sposobu pojmowania perspektywy czasowej. Może mieścić się tu ukryta przepastna głębia. Paradoksalnie "niepewność" przekształca się w "pewność". Etymologia słowa "u-bogi", czyli "u Boga", "blisko Boga" to zawierzenie swojego losu Bogu. Postawa taka, bliska średniowiecznym zakonom żebraczym, wskazuje kierunek duchowej ufności. Mnisi "dzień jutrzejszy" zawierzyli Opatrzności, a nie dobrom ziemskim zabezpieczającym byt. Nie pożądali bogactw, dlatego mogli być ludźmi prawdziwie wolnymi. Nie troszczcie się więc specjalnie o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. (Mt 6,34). Mohandas Karamch and Gandhi w Autobiografii wspomina, że odmówił akwizytorowi firmy ubezpieczeniowej ubezpieczenia swojego życia, bo podważałoby to zaufanie do Boga.
Ważnym jest, by w przestrzeni współczesnych metropolii odnaleźć się duchowo, ocalając ciszę i skupienie. W minionych wiekach duchowe tętno miast tworzyły kościoły. Miejski organizm, dzięki nim, żył jak człowiek w dialogu ze swoją duszą. Z przykrością obserwuję zachodzące zmiany w miastach zachodniej Europy. Cóż można powiedzieć o czasach, w których wnętrza domów bożych stają się pubami, hostelami, biurami, bankami czy klubami nocnymi? Niepokojąca to zmiana. Desakralizacja prowadzi do nędzy duchowej, pozbawia osobę ludzką świętej przestrzeni, odziera z nadziei. Wydaje się, że człowiek tkwi porzucony w labiryncie, w którym duchowy wymiar przestaje istnieć.
W ewangelicznej przypowieści o bogaczu i żebraku Łazarzu zarysowany jest wyraźny podział. Kiedy obaj znaleźli się w Otchłani, padają znamienne słowa skierowane do bogacza: Wspomnij synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać (Łk 16,25-26). Nędza ludzka objawia się więc w dwojaki sposób - jest widzialna i ukryta. Ubóstwo materialne - widoczne, rzucające się w oczy i ubóstwo duchowe, jakże inne, zamaskowane, wręcz ukryte. Dostatek materialny może ukrywać nędzę duchową. Dzieje się to nader często. Iluż spośród sytych tego świata jest "żebrakami utajonymi", nędzarzami duchowymi? Czy częstokroć w swojej sytości nie bywamy żebrakami pozbawionymi sensu życia, ludźmi duchowo bezdomnymi? Istnieją różne odmiany zagubienia, żebractwa, bezdomności czy włóczęgostwa. Zdarzają się takie, które są widoczne, ale czy nie częściej pozostają głęboko skrywane za kurtyną stanu posiadania czy życiowej pozycji? Przywykliśmy już do tego, że dekoracje dobrobytu szczelnie ukrywają prawdę. Zatem, co jest fikcją?
Od wielu lat fotografuję ulicznych włóczęgów, żebraków, ludzi żyjących poza sferą dobrobytu. Utrwalam te wyjątkowe osoby na zdjęciach, nie tylko dlatego, że są osobliwe czy fascynują. Odnajduję w tym coś o wiele istotniejszego, coś co nie jest już raportem o materialnym ubóstwie. Żebracy wielkich metropolii stali się dla mnie ikonami duchowej nędzy naszych czasów. Widzę w tych obrazach symbol zbiorowej bezradności.
Jakiś czas temu poznałem opowieść, która mnie zainteresowała. Angielski kompozytor Gavin Bryars będąc w 1971 roku w przejściu londyńskiego metra usłyszał śpiewającego włóczęgę. Powtarzający się fragment brzmiał jak mantra: Krew Jezusa nigdy mnie jeszcze nie zawiodła/ nigdy mnie jeszcze nie zawiodła/ Krew Jezusa nigdy mnie jeszcze nie zawiodła/ Wiem jedną rzecz, że on mnie bardzo kocha. Ochrypły głos zaintrygował muzyka. Niezwykłe nagranie śpiewającego włóczęgi pojawiło się później na jego kilku płytach. Z powtarzającej się sekwencji skomponował cały utwór. Co kompozytor odnalazł w powtarzających się słowach modlitwy? Co usłyszał? Co zrozumiał? Doświadczam tego zrozumienia, gdy fotografuję żebraków.
Jacek Soliński
Dwumiesięcznik literacki
 "TOPOS" 3(148)2016
do góry